Urodzinowy prezent
Izabela Degórska

fragment

/.../ Julii stanęły łzy w oczach. Była taka nieszczęśliwa! Jaki bezmiar bezduszności, co za brak uczuć! Ci dorośli w ogóle się z nią nie liczą…

Z opuszczoną głową poszła do ogródka i siadła w krzakach bzu. To był jej tajny zakątek, o którym wiedziała tylko ona, ptaki i żaba, która mieszkała pod wielkim kamieniem. Julia szlochała niepohamowanie, jęk rozdzierał jej płuca, a łzy wielkości grochów płynęły nieprzerwanym strumieniem prosto na różową bluzeczkę z napisem „Hej!”.

Żaba siedziała tego ranka w trawie, a na widok dziewczynki wskoczyła na głaz i donośnie zarechotała. Patrzyła na nią swymi wielkimi oczami, jakby rozumiała cały bezmiar jej męki.

Julia smętnie pociągnęła nosem.

- Nikt mnie nie kocha! Inaczej by komuś na mnie zależało, prawda? – pożaliła się żabie. – Przecież urodzinowy prezent to nie byle co! Dlaczego nikt nie chce dać mi smoka? Może być mały, zupełnie mały…

Żaba wyraźnie zadumała się. Podgardle jej zadrgało, mlasnęła cichutko długim jęzorem i rzekła.

- W ostateczności… skoro tak ci zależy…

Julia spojrzała na żabę zdumionym wzrokiem, a łzy obeschły jej w oka mgnieniu.

- Ty gadasz?

- A ty?

- Ja jestem dziewczynką. Dziewczynki na ogół mówią, a żaby – nie.

Żaba wydawała się nieco urażona taką uwagą.

- Żaby też mają wiele do powiedzenia. Tylko nikt z nimi nie rozmawia. Co innego ty. Mówiłaś, że chcesz smoka. To jak, zależy ci?

Dziewczynka ożywiła się.

- Bardzo, bardzo mi na nim zależy.

- To kucnij bliżej. I zamknij oczy.

Julia spojrzała na nią niespokojnie. Z żabami przecież nigdy nic nie wiadomo.

- A co zrobisz?

- Tego ci nie powiem – żaba zrobiła tajemniczą minę. – No, może jedynie, że mam tu pod kamieniem trochę proszku ze stuletniego skrzeku. Idealny do spełniania życzeń. Wprawdzie zwietrzał nieco, ale tym bardziej warto go wykorzystać, póki działa.

Dziewczynka aż zarumieniła się od nadmiaru emocji. Czarodziejski proszek? Czym prędzej zbliżyła się do kamienia i mocno zacisnęła powieki. Wtedy żaba wskoczyła jej na głowę i głośno kichnęła.

- Na zdrowie! – zwołała Julia.

Lecz nim skończyła mówić poczuła dziwnie kołysanie. Powoli otworzyła oczy…

O rany! Dziewczynka aż chwyciła się za głowę. Nie było jednak na niej żadnej żaby, za to ona sama siedziała w metalowej klatce wielkości małego pokoiku. Przylgnęła do zimnych prętów i rozejrzała się.

Klatkę niósł w swych ogromnych łapach smok w brązowym kapeluszu. Po bokach klatki coś zwisało. Jakby wielgaśne różowe obrusy. Zerknęła jeszcze wyżej i przekonała się, że to końce olbrzymiej kokardy.

Smok wszedł do pokoju o rozmiarach boiska i postawił klatkę na blacie stołu. Wszystko tam było wielkie – zielone krzesła rzeźbione w latające wróżki, łóżko malowane w uśmiechnięte słoneczka i nawet pękaty wazon, który był wyższy od jej taty.

- To dla ciebie, Belu! – zadudnił głos smoka.

Wtedy z przeciwległego krańca pokoju przybiegł mały smok, dokładnie taki, jakiego chciała mieć Julia, chwycił w łapy klatkę i wrzasnął z radości.

- Hurra! Mój prezent! Mój urodzinowy prezent!

Dziewczynka z impetem upadła na dno klatki.

- I co, podoba się? – dopytywał się wielki smok.

- Tak, tatusiu! Tak, tak!

- Ale czy na pewno?

- Na pewno, na pewno! Prawdziwa dziewczynka do zabawy! – smoczyca odstawiła na chwilę klatkę i głośno cmoknęła swojego tatę w policzek. – Jesteś najwspanialszym tatusiem na świecie, a to jest najfajniejszy prezent!

Smok uśmiechnął się tak szeroko, że Julia mogła zobaczyć dwa rzędy ostrych śnieżnobiałych zębów, pomachał córce łapą jak drzewo i wyszedł.

Smocza dziewczynka pogładziła się po fartuszku i spojrzała badawczo na Julię – na jej sukienkę i długie włosy.

- Najpierw pobawimy się w czesanie – i wyjęła z kieszeni grzebień wielki jak grabie.

- Nie! – wrzasnęła Julia – Ja jestem żywa, nie jestem do zabawy!

- Ale fajnie – ucieszyła się mała smoczyca – mój prezent gada! Będziesz do mnie mówić „mamusiu”.

I trąciła dziewczynkę wielkim pazurem. /.../

POWRÓT DO
STRONY GŁÓWNEJ