Lis i Czyżyk

    Izabela Degórska


fragment

Wszystko zaczęło się na polanie w pewien wiosenny poranek. Wiał lekki wietrzyk, słońce zaglądało przez zielone liście a las powoli budził się ze snu. Otworzył też swe małe, sprytne oczy Lis. Umył się pobieżnie, ziewnął szeroko i spojrzał wokół ponuro. Był bardzo głodny i nic nie zapowiadało, że dziś wreszcie zapełni swój pusty brzuch. Niestety, jego wiek nie sprzyjał już pogoniom za zającami, grzbiet bolał go od skradania się za gapowatymi kretami, a nawet – wstyd przyznać – miał mocno poszarganą kitę po ostatniej nieudanej wizycie w pewnym kurniku. Westchnął, a wraz z tym westchnięciem brzuch zaburczał mu wyjątkowo głośno. Och, zjadłby sobie chociażby jajeczek, zjadł!

Z wysoka dobiegł go chichot.

- Śniadanie by się przydało, co? – drwił z niego Czyżyk. Był bardzo pewny siebie, bowiem jego pełne jajek gniazdo, z pewnością było wystarczająco daleko od wygłodzonego rudego pyska.

- Et, śniadanie – mruknął Lis. – Śniadanie wczoraj, śniadanie przedwczoraj, śniadanie tydzień temu. To takie nudne. Rozmyślam.

- Ooo? A nad czym?

Lis oblizał się łakomie, ale wiedział, że Czyżyk i tak nie zbliży się zbytnio, a jaja w gnieździe prędzej spadną razem z drzewem, niż same.

- Tak sobie patrzę na twoje gniazdo.

- Widzę – syknął Czyżyk. – I co?

- I tak sobie myślę, takie gniazdo to świetny wynalazek.

- Ma się rozumieć - zgodził się ptak.

- Ale to chyba nie to.

Czyżyk zeskoczył o dwie gałęzie niżej.

- Nie co?

- Nie największy wynalazek w lesie. Chyba.

Czyżyk zamyślił się.

- Dla mnie – największy.

- A widzisz. Mówisz tak, bo nie jesteś obiektywny. Dlatego to ja będę jurorem.

Zza gałęzi wychyliły łepki Sikora i Pliszka, a zza krzaka, kto by pomyślał!, Jeż i dwa Zające. Lis machnął od niechcenia kitą, ale oczy mu zabłysły.

- Będzie konkurs? – wypaliła wreszcie ciekawska Pliszka.

- O tak. Na największy leśny wynalazek.

Zwierzęta spojrzały po sobie w zachwycie. Konkurs! Prawdziwy konkurs!

- A kto może zgłaszać propozycje? – zapytała znienacka Kocica. Siedziała cichutko na młodym dębie, a jej pręgowane futro idealnie stapiało się z brązowymi gałęziami. Jej obecność zaskoczyła nawet płochliwe Zajączki.

Lis odchrząknął i przeszedł na bardzo oficjalny ton.

- Każdy. Każdy kto mieszka, nawet czasowo w lesie – tu spojrzał na Kotkę – może zgłaszać propozycje. W samo południe. Tutaj.

- A nagroda? Będzie nagroda? – pisnęły bardzo onieśmielone Zajączki. Jak zwykle trzęsły się przed nim ze strachu i ledwie je było widać zza krzaczków.

Lis spojrzał przeciągle na ich mięciutkie futerka i mlasnął cicho.

- Będzie. Będzie nagroda. – I odszedł nieco zbyt szybkim, żeby wyglądało to dostojnie, krokiem. Była ku temu najwyższa pora, bo nagrody oczywiście żadnej nie miał.

/.../

POWRÓT DO
STRONY GŁÓWNEJ