BAJKA
O SZCZĘŚCIU
Izabela Degórska
fragment Dawno, dawno temu, na skraju olbrzymiego lasu stała niewielka chatka. Mieszkał w niej staruszek z prosięciem, kogucikiem i myszką. Stary uwielbiał wygrzewać się w słońcu, prosiaczek taplać w błocie, kogucik podskakiwać i trzepotać piórkami, a myszka chrobotać. Żyło im się całkiem przyjemnie i bardzo się lubili. Aż tu pewnego razu pod samotną chatkę zajechał z wielkim hałasem kolorowy wózek zaprzężony w osiołka. Załadowany był po brzegi. Na samym wierzchu najróżniejszych rzeczy siedział brodaty jegomość w zniszczonym, pasiastym surducie. Był to handlarz starzyzną – jeździł od wsi do wsi sprzedając i kupując. Brodacz zawołał „prrr!” i wózek zatrzymał się gwałtownie, aż wszystko zachwiało się, jakby miało zaraz upaść. Nic takiego się jednak nie stało. Handlarz zeskoczył na ziemię wzbijając wokół kurz i dopiero na ziemi okazało się, jaki był malutki. - Dzień dobry, dziadku! Czy chcesz może coś kupić, albo sprzedać? – zapytał. - Ze mną zrobisz interes znakomity! Bardzo tanio sprzedaję i po godziwej cenie kupuję! Człowieczek obchodził staruszka, uśmiechał się i podtykał mu pod nos różne różności. A skakał przy tym powiewając pasiastym surdutem zupełnie jak kogucik. - Eee tam – mruknął dziadek. – Na co mi kolorowe wstążki i malowane garnki? Fajka! O, to bym chętnie kupił! Handlarz bardzo długo grzebał w swoim załadowanym po brzegi wózku, aż wreszcie wyciągnął małe zawiniątko. Przez chwilę przyglądał się mu, aż wreszcie rozpakował je na ławie przed gankiem. Na lnianej ściereczce leżała piękna, hebanowa fajka. Staruszek aż cmoknął z zachwytu, a oczy się mu zaświeciły. - Oj tak! – zawołał. – To jest fajka, o jakiej marzyłem! Brodaty człowieczek uśmiechnął się z zadowoleniem. - A co mi dasz za tę fajkę? – zapytał. Dziadek podrapał się strapiony po głowie. Był przecież biedny i właściwie nie miał niczego na sprzedaż. - No, nie wiem – odparł po chwili. – A co byś chciał? Człowieczek wszedł do chatki i rozejrzał się ciekawie. Już po chwili kręcił się po skromnej izdebce zaglądając we wszystkie kąty. Szukał uważnie i bardzo długo. Wreszcie rozłożył ręce i powiedział: - Niestety nie masz niczego, co mógłbym kupić. Schował w zawiniątku hebanową fajkę i wdrapał się na wózek. A kiedy osiołek już ruszał, wzrok handlarza zatrzymał się na małej myszce stojącej zabawnie na dwóch łapkach. - Jaka śmieszna myszka! – zawołał i zatrzymał osiołka. Zeskoczył na ziemię i przykucnął przy niej. - Kupię ją w zamian za fajkę! – powiedział przyglądając się jej z zainteresowaniem. – Będzie tańczyć i machać ogonkiem w kolorowej klatce. To ściągnie kupców, a może oprócz tego ktoś rzuci grosik za jej popisy. Staruszek spojrzał na człowieczka w surducie pełnym oburzenia wzrokiem. - Jak to, mam sprzedać myszkę? Ależ ona nawet nie jest moja! Mieszka sobie ze mną i jest nam ze sobą bardzo dobrze. Nie, myszki nie mogę sprzedać! - Jak sobie chcesz – prychnął brodacz i wdrapał się z powrotem na wózek. Stary westchnął tylko na myśl o pięknej fajce. Ech, przydałaby się mu ona! Siedziałby sobie w słońcu i pykał z prawdziwej hebanowej fajeczki! A może myszce nie będzie źle u tego brodatego człowieczka? Zwiedzi sobie kawał świata, a może nawet zobaczy, co jest za tym olbrzymim lasem? - Poczekaj! – zawołał. – Zgadzam się. Handlarz pogładził się po brodzie i spojrzał na niego spod oka. - Na pewno chcesz? - Na pewno, na pewno! I tak zawiniątko powędrowało w ręce staruszka, a mała myszka do metalowej, pomalowanej czerwoną farbą klatki. Zaskrzypiały koła i kolorowy wózek zniknął w tumanie kurzu. Lecz stary z takim zachwytem oglądał swój nabytek, że nawet tego nie zauważył... Mijały dni. Dziadek siedząc na ganku kurzył teraz fajkę, prosiaczek taplał się w błocie, a kogucik dumnie spacerował po podwórku trzepocąc kolorowymi piórkami. Lecz chociaż wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku, czegoś brakowało staruszkowi... Aż tu przed chatkę zajechał znajomy wózek. - Jak się masz, dziadku! – zawołał brodaty człowieczek. – Czy dobrze sprawuje się hebanowa fajeczka? Staruszek pokiwał z zadowoleniem głową. - Oj, dobra fajeczka, dobra! Tylko tak mi jakoś... markotno. - Markotno? – zdziwił się handlarz. – Jest na to rada! Najlepiej kupić sobie coś miłego! I dalejże wyciągać ze swego wózka różne różności. Lecz dziadek tylko kręcił nosem. Nie, tego nie chce i tamtego też nie. - Oj, rzeczywiście z tobą coś niedobrze – zmartwił się domokrążca. – Ale to musi ci humor poprawić! I wyciągnął... śliczny nożyk. Ostry był jak brzytwa i tak poręczny, że aż się go nie chciało odkładać. A jakie piękne wzory były na nim wyryte! - Och! – wyrwało się staruszkowi. – Taki to by mi się przydał! Ale ja... ja przecież nie mam niczego na sprzedaż... Człowieczek w surducie uśmiechnął się i machnął lekceważąco ręką. - Nie martw się, dziadku! Dasz mi tylko za niego tego ślicznego kogucika, co spaceruje po twoim podwórku! Dziadek spojrzał na kogucika, potem na nożyk i jeszcze raz na kogucika... Wreszcie zdecydował: Niech tak
będzie. /.../
|