Moje dokonania w dziedzinie S.F. R O B A K Spławik z wdziękiem poddawał się ruchom fal. lekko unosił się i opadał.Dopiero jego lekkie drgania zainteresowały sterczącego nieopodal faceta z kijem. - Bierz rybeńko bierz! - mruczał z podniecenia Colin. Jakby na to wezwanie spławik zniknął, a żyłka napięła wędkę wyginając ją jak łuk. -Jest!!! - wrzasnął podcinając kij. Spławik z zadziwiającą prędkością wyskoczył nad powierzchnię wody i ... niestety! Na długiej żyłce lśnił zimną stalą" wyczyszczony" haczyk. Niech cię szlag trafi!!! - zaryczał - Ty cholero jedna! Czwarty robak, to już czwarty robak poszedł! Ale i tak cię dorwę, ty śledziu skórkowany. I choćbym miał tu uświerknąć na tym zimnie, choćbym miał jeszcze dziesięć robaków poświęcić, będziesz moja !!! Z desperacją chwycił pudełko z różowymi, ospałymi dżdżownicami i wzrokiem i wybrał najokazalszy egzemplarz. Kiedy złapał go w swoje palce, robak zaczął wić się ze zdenerwowania. Nie podobały mu się ani niezręczne, toporne dłonie, które go ujęły, ani dyndający tuż obok metaliczny, ostry kształt - Niezła sztuka - pokiwał z aprobatą Colin i z wielką wprawą godną mistrza zabrał się do dzieła. Z zachowania robaka nie można było odczytać nawet cienia zrozumienia dla tej skądinąd męczącej czynności.Skręcał się na samą myśl, że jego piękne, gładkie, pierścieniowate ciało miało by być przebite przez zimną, twardą stal haczyka. - I tak mi się nie wykręcisz! - sapnął z sadystyczną satysfakcją mocniej zaciskając palce na obłym ciałku. Te spazmatycznie drgało,chociaż tak okazując swój bezsilny protest, wreszcie chaczyk utkwił we wnętrzu niewinnej istoty i nie sposób było się od niego uwolnić. - Mam cię! No, a teraz plum do wody! i zaraz będzie rybka! Jednak nim spławik uderzył o powierzchnię wody, z Colinem stało się coś dziwnego... Pół metra za nim, z powietrza, lub nicości jak kto woli, pojawiła się wielka, stalowa łapa. Objęła szybkim ruchem jego ciało i tak jak niespodziewanie zjawiła się w naszym świecie,równie niespodziewanie zniknęła zabierając ze sobą małego, wrzeszczącego człowieczka...Spławik,a wraz a nim cała wędka ,z głośnym pluskiem wpadły do wody. xxx Pomieszczenie, w którym znalazł się Colin w pewnym stopniu przypominało gabinet zabiegowy, połączony z salą tortur i wesołym miasteczkiem. Tym co zdołał jednakdobrze dostrzec był: mebel momentalnie kojarzący się ze stołem. Na niego właśnie rzuciła go stalowa łapa , znikając w wiadomy tylko sobie sposób. Z dwóch, stron zbliżyły się do niego dwa automaty, których wygląd przywoływał na myśl gibajła uliczne dla dzieci, w żadnym zaś przypadku wysokiej klasy roboty zabiegowe. Na ich widok Colin nagłym skokiem zerwał się ze stołu. Zaczęła się prawdziwa pogoń, w której ( nie miał już żadnych wątpliwośći ) stawką było jego życie. Uciekając gorączkowo przeszukiwał myślą zakamarki umysłu starając się dociec kto i dlaczego go ściga?! Przecież jeśli chodzi o jego życie prywatne, to było ono prawie bez zarzutu. Nie licząc paru drobnych szantaży i świnstewek, czterech kradzieży samochodów i małego oszustwa, kiedy to udało mu się opchnąć na giełdzie jakiemuś frajerowi dziesięć tysięcy fałszywych dolarów. Nie! za takie głupstwa nikt dziś nikogo nie będzie mordował!!! Powoli tracił dech w piersiach, ogarniało go zmęczenie. Nagle automaty zmieniły taktykę, Pierwszy szerokim łukiem począł go okrążać, drugi zaś, zbliżać się do niego - Bawicie się w dwa ognie?! A może w głupiego Jasia, co?! - Ryknął do robotów i rzucił się gwałtownie w bok. Nie docenił jednak ich szybkości. Przez jedną chwilę znajdował się dokładnie pomiędzy nimi. To wystarczyło. z obu wystrzeliła nagle wiązka elektryczna, która idealnie trafiła w jego głowę Colin z cichym jękiem osunął się na podłogę. xxx - Mam Cię!!! -wychrypiał w swoim języku Janxian Cha Par, - Niezła sztuka! A jaki szybki! to jest to, czego mi było trzeba. Położył swoje macki na manipulatorach i rozpoczął operacje wstępne. Ekrany komputerów dokładnie pokazywały wnętrze istoty i ewentualne miejsca zamontowania ładunku wybuchowego. W grę wchodziły obszar jamy brzusznej i krocza, gdzie naturalnie uformowany woreczek idealnie pasował do wymiarów leżącej nieopodal paczuszki. Dokonał zbliżenia krocza, - Taaak - powiedział przeciągle - usuniemy tylko te dwie zbędne kulki z woreczka, włożymy ładuneczek i można zaczynać! Macki poruszyły się na pokrętłach manipulatorów, a roboty zabrały się do operacji. Colin leżał nieruchomo na stole. Coś na kształt pająka oplotło jego mózg tysiącami odnóży blokując drogi nerwowe. Paraliż ogarnął całe ciało, każdą najmniejszą komórkę. Przerażone oczy wpatrywały się w sufit. Żadne drgnienie, żaden najcichszy nawet odgłos nie zdradzał koszmarnego bólu.Gdyby jednak ktoś z ciekawości zajrzał w jego szeroko otwarte oczy, z pewnością dostrzegł by w nich całe niewykrzyczane cierpienie bezwolnej, niewinnej istoty... jeszcze jeden ruch i zręcznie usunięte jądra leżały luzem jak dwie zbędne kule do bilarda. W ich miejsce zamocowano fachowo ładunek i zszyto precyzyjnie mosznę. Jeszcze tylko zastrzyk wzmacniająco -pobudzający i operacja była zakończona.Bezwładne ciało roboty przeniosły do kabiny transferowej. zapaliła się kontrolka i mechanizm był gotowy do wysłania przesyłki pod wskazany adres. Janxian Cha Par wystukał na swoim komputerze osobistym koordynaty Alberty, jednej z sześciu planet układu XK-612. - No to powodzenia robaczku! Dobrych łowów! xxx Colin powoli przychodził do siebie. Potworny ból w okolicy krocza dawał jeszcze znać o sobie,ale już zaczynał działać zastrzyk Poamalutku podniósł swoje nagie ciało z piasku. Szybko jednak stwierdził, że to na czym leżał, wcale nie jest piaskiem, lecz dziwną, gąbczastą substancją. To, czym oddychał również nie było powietrzem, choć swym składem mocno je przypominało. Widok, który roztaczał się dookoła, też był imponujący. W zasdzie, jak okiem sięgnąć, ścieliły sią łany niebieskiej , wysokiej gdzieś na dwa metry niby-trawy wśród której właśnie spoczywał. Jednak bezruch nie był w tym miejscu naturalnym stanem. Jakiś olbrzymi cień zakrył część nieba i najwyraźniej i skierował się w jego stronę,. Wystarczył jeden rzut oka, by ocenić sytuację. Na fioletowym niebie wyraźnie odcinał się zarys potężnego cielska Wzrok przyciągały niepokojąco ostre, wysunięte jaskrawo czerwone szpony i białe kły lśniące w jego otwartej paszczy..... - 0 cholera! - wrzasnął Colin i wpadł w niebieską trawą. Trawa choć wysoka, była stosunkowe rzadka, a przy tym diabelnie twarda, co utrudniało ucieczke, w sumie nie dawało nawet minimalnego schronienia. Jedyną szansę ucieczki widział w kopcach o ile nie czekały tam na niego kolejne niespodzianki. Pierwszy atak potwora nastąpił już po kilku sekundach, lecz przygotowany na to Colin nagłym skokiem w bok uratował się od pewnej śmierci. Na szczęście zwalisty Kolos nie był zwrotny. Do najbliższego kopca pozostało mu jeszcze dobre sto metrów, a ataki ponawiane przez skrzydlate monstrum były coraz dokładniejsze. Czuł piekący ból rozdartej skóry na plecach. Serce waliło jak młot, pot zalewał czoło. Ciężko dyszał, lecz ani na chwilę nie przerywał swego szaleńczego biegu. Jeszcze dziesięć, .....pięć, ...dwa, ...metr! Ostatkiem sił rzucił sie, jeden z otworów którymi naszpikowany był kopiec. Na zewnątrz potwór złowieszczo zaskrzeczał i wsunął w ślad za nim metrowy pazur. Colin rzężąc wpełzł w głąb otworu Pazur wydarł część podłoża i niechętnie wycofał się z niczym. xxx Colin powoli przychodził do siebie. Serce zwolniło swoje bicie a oddech stał się równiejszy. -Spokojnie! - pomyślał. - tylko spokojnie! Odruchowo sięgnął po papierosy, ale spostrzegł, że jest przecież nagi. Jego ciało przebiegł dreszcz i nie był to dreszcz z zimna. - Boże, gdzie ja jestem?! - przerażony rozejrzał się, wokół. Korytarzyk, w którym się znalazł prowadził najwyraźniej w głąb jakiejś jaskini, lecz nie to zaprzątneło jego uwagę. Wzrok osunął się niepewnie na genitalia... I w jednej chwili wróciła na raz pamięć minionych wydarzeń - wszystko począwszy od połowu ryb. Nagle poczuł, jak coś podjeżdża mu pod gardło, a żołądek oddaje swą zawartość. Żółto- czerwono-biały strumień wylał się z niego na podłoże tworząc wymyślną kompozycję. Jego ręka powoli przesunęła się, w okolice krocza, dotykając z nieufnością moszny. ale to co wyczuły jego palce w nieczym nie przypominało jego pięknych, wielkich jąder, którymi lubił się chełpić na różnego rodzaju sex-party. W mosznie tkwiło obce ciało które swą wielkością przypominało ogromne kurze jajo lub nawet granat. - 0 Jezu!!! - ryknął na całe gardło zwijając się w kłębek - Co oni mi zrobili?!!! Wrzeszczał i spazmatycznie łkał turlając się jak oszalały. Kompozycja rozcierana przez swego twórcę przybierała coraz to nowe kształty. Nagłe głośne mlaśnięcie zakłóciło jego wesołą zabawę. Zesztywniał cały i z oczami utkwionymi w mrok jaskini patrzył na to, co z niego wypełzało. Była to głowa, przypominająca skrzyżowanie ropuchy z nosorożcem. Ciągnęło się za nią coś jeszcze, lecz przyjrzeć się temu dokładnie już nie zdołał, bo w tym momencie z pyska maszkary, wystrzelił ogromny, gruby jak komin fabryczny język. Zakończony był ssawką, z której skapywała lepka maź. Zetkniecie się Colina z jęzorem przypominało nieco zderzenie super-expresu z Kamazem, tyle że maź mocno zamortyzowała siłę uderzenia. Język zniknął w paszczy potwora z taką samą prędkością jak się pojawił, zabierając ze sobą żyjątko z korytarza. Umierając w paszczy gada Colin usłyszał sygnały wysyłane przez obce ciało zaszyte w jego mosznie. - Jak robak na haczyku - stwierdził - Jak ROBAK ! - Podrywaj!!! - wrzasnął w myślach. Lepka maś oklejająca jego ciało, krępująca ruchy i zalepiająca usta i oczy zaczęła go rozpuszczać. xxx Macki Janxian Ha Para nerwowo drgały na manipulatorach. Całą akcję obserwował na monitorach, do chwili, kiedy przynęta schroniła się w jaskini. Obraz zniknął zakłócany przez ściany kopca. Jedynie sygnalizator zaszyty w woreczku przynęty nadawał swe sygnały. Jego świecenie przeszło z zielonego w żółte, by w chwilę potem zabłysnąć jaskrawą czerwienią. Dla pewności odczekał krótką chwilę, po czym nacisnął przycisk. Ekran rozjarzył się informując o wybuchu ładunku zaszytego wraz z sygnalizatorem w ciele przynęty. Kamera wjechała w głąb jaskini ukazując rozerwaną głowę plodiproka. Gdyby ktoś dokładnie się przyjrzał tym smutnym szczątkom, znalazłby wśród nich. rozerwane zwłoki Colina. Bezwładny tułów potwora spoczywał w głównej części pieczary, i była to, każdy musiał to przyznać, niezła sztuka. Długa na jakieś dwadzieścia metrów, mogła ważyć ze sto ton, o powłoce pancernej tak grubej i twardej, że opierała się każdej klasycznej zewnętrznej broni myśliwskiej, a asortyment takowej był przecież niemały. - Wymiarowy! - mruknął skromnie Janxian Cha Par, po czym uruchomił ostatnią część programu. Wydobycie przebiegało wyjatkowo sprawnie. Trzy robaki! - pomyślał. - trzy robaki musiałem poświęcić, by złowić jednego głupiego plodiproka! - Chyba zmienię łowisko. I muszę poszukać nowych robaków. Tak, koniecznie nowych, świeżych, ROBAKÓW !!!! Jarosław Degórski 28 kwietnia 1988 rok Dziwnów |