CAŁOŚĆ W PDF DOSTĘPNA 

Skrzydlata historia

Izabela Degórska


WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
© pod opieką  ADiT
wystawienie sztuki wymaga uzyskania licencji
agencja@adit.art.pl


Dostęp do bezpłatnego eksploatowania tekstu został wycofany.


Występują

BOCIANEK/BOCIAN
BRAT
OJCIEC
MATKA
STARY
WRÓBEL
WOJTEK
KRUK
SOWA
ZIMORODEK
JASKÓŁKA
WRÓŻKA
GŁOS


1. Lekcja latania

Dwa bocianki w gnieździe. Jeden spory, drugi dużo mniejszy. Większy robi skłony, macha nogami.

BRAT   
I raz i dwa, i raz i dwa. A ty Olo, nie ćwiczysz?

BOCIANEK   
Zimno. Jeszcze w gnieździe posiedzę.

BRAT   
Ej, mówię ci, dzisiaj nie marudź. Wiesz przecież…

BOCIANEK   
Tak, wiem. Ale tak zimno…

BRAT   
Patrz! Mama żabuchnę niesie! Taką chudą coś, ale może być.

MATKA   
No chłopaki, łapcie.

Matka rzuca żabę i odlatuje. Większy bocian zjada ją sam.

BRAT   
No, całkiem, całkiem, ta żabcia.

BOCIANEK   
A dla mnie?

BRAT   
Dla ciebie? Dla ciebie to żal, kle, kle.

BOCIANEK   
Ale mi w brzuszku tak burczy.

BRAT   
A w ogóle to te żaby przereklamowane. I błotem czuć.

BOCIANEK   
Ale…

BRAT   
Tylko dziobem klepiesz po próżnicy. Lepiej sobie jaką muchę złap. A teraz poćwiczę skrzydełka. No bo skrzydła to teraz najważniejsze, nie? Patrz, jakie wielkie mi urosły.

Bocianek gramoli się na brzeg gniazda i też rozkłada skrzydła.

BRAT   
Kle, kle, ale stoisz, jakbyś żabę połknął!

Bocianek zawstydzony włazi z powrotem do gniazda.

BRAT   
No i co tak tam ciągle siedzisz, jeszcze cię pchły zjedzą. I raz, i dwa, i raz, i dwa. O, patrz, mama znowu leci. Ale myszkę niesie! Tłuściutką taką!

MATKA   
I jak tam, szykujecie się? No to łapcie myszkę. (rzuca i odlatuje)

BRAT   
Ale oko miałem, pyszności.

BOCIANEK   
A dla mnie?

BRAT   
No dobra, niech ci będzie, weź ogonek.

BOCIANEK   
Ogonek? Taki chudy?

BRAT   
A jaki byś chciał? Myszki takie mają.

BOCIANEK   
Ale mi w brzuszku takie turu-bur się robi…

BRAT   
A mi w głowie. Klekocesz i klekocesz, a tu trzeba piórka czesać, przecież wiesz.

BOCIANEK   
Tak, wiem.

BRAT   
Ale ładne mam piórka, takie lśniące. I skrzydła mocne. Zobaczysz, polecę aż na tamto drzewo. Zobaczysz.

BOCIANEK   
Pewnie tak, braciszku…

BRAT   
Co tam mruczysz, mały?

BOCIANEK   
A nie boisz się? To tak wysoko. Tak wysoko!

BRAT   
Ee, byle pliszka lata, to ja co, gorszy? Polecę i to jeszcze jak! Aha! O, patrz, tam nad topolą, widzisz?

BOCIANEK   
No, to tata. Ale on lata, ech!

BRAT   
Do nas, do nas leci. Zaraz się zacznie. Ale się będzie działo!

Bocianek nakrywa głowę skrzydłem.
   
OJCIEC    
No i jak, gotowi?

BRAT   
Tak jest! Zwarty i gotowy!

OJCIEC    
A co ja widzę, Olo, ty jeszcze śpisz? W taki dzień? Tyle razy ci mówiłem. To najważniejszy dzień w życiu bociana. Pierwszy lot to nie byle co.

Bocianek gramoli się z opuszczoną głową.

BOCIANEK   
Tak, tatko. Już stoję.

OJCIEC    
No, dziób do góry. Prostuj się! No…?!

BOCIANEK   
Tak jest, zwarty i… gotowy.

OJCIEC    
Jaki?

BOCIANEK   
Zwarty i gotowy.

OJCIEC    
Jaki?!

BOCIANEK   
Zwarty i gotowy!

OJCIEC    
Że też mi się taka niezguła w gnieździe trafiła. Żeby nie twój dziób, to bym pomyślał, że cię jaka kukułka podrzuciła. „Źwalty i gotowy”. Fajtłapa jesteś, nie bocian.

BOCIANEK   
Tak, tatko.

OJCIEC    
Iii, same kłopoty z tobą. Brzuch jakiś zapadnięty, pióra nastroszone i matowe. Nie czesałeś się, co?

BOCIANEK   
Nie, tatko.

BRAT   
A ja tak. Zobacz, jak lśnię.

OJCIEC    
Brawo. I tak właśnie powinien wyglądać bocianek. Słyszysz? Patrz i się ucz. I nie wzdychaj tak głośno.

BOCIANEK   
Tak, tatko.

OJCIEC    
No a teraz machanie. Raz i dwa, raz i dwa. Raz i dwa, raz i dwa. Dobrze chłopcy, kle, kle, świetnie. To który pierwszy? No? Co się chowacie? Braciszku, ty!

BRAT   
Ale… na pewno?

OJCIEC    
Wdech, wydech, zamach i fru! Tak jak uczyłem.

BRAT   
Wdech, wydech, zamach i… Ale… na pewno? Jak tak teraz patrzę, to tu wysoko.

OJCIEC    
To tylko kwestia wiary, a ja w ciebie wierzę, synku. No, raz i dwa…

BRAT   
I dam radę?

OJCIEC    
Ty? Na pewno.

BRAT   
I nie spadnę?

OJCIEC    
Chociaż ty mi wstydu nie rób. Na Żabiej Łące bocianiątka już latają.

BRAT   
Już? Oj, to jak to było? Wdech… I co dalej, co dalej?

OJCIEC    
Wdech, wydech, zamach i fru.

BRAT   
Wdech, wydech, zamach i fruuu…! Łaał!!! Lecę! Patrzcie, lecę!!! Ziii… Auć.

OJCIEC    
I co, nic ci nie jest? Myślałem, że dalej dolecisz. O, do tego drzewa.

BRAT   
Dolecę tatko, na pewno dolecę. Jutro.

OJCIEC    
Odpocznij tam sobie na dole. Ja tu muszę z naszą fujarą się pomęczyć. I jak, widziałeś braciszka?

BOCIANEK   
Yhm.

OJCIEC    
To na co czekasz? Wdech, wydech, zamach i fru!

BOCIANEK   
Ale tatko…

OJCIEC   
Tylko nie mów, że się boisz. Patrzeć na ciebie nie mogę. Przecież tobie nawet nogi się trzęsą. Co ty, śniadania nie jadłeś?

BOCIANEK   
Nie, tatko.

OJCIEC   
Przecież mama latała od świtu z jedzeniem. Kpisz sobie, czy co? Wdech, wydech, zamach i fru. No!

BOCIANEK   
Ale ja spadnę tatko, jak nic, spadnę.

OJCIEC   
Bociany nie spadają. No! Wdech, wydech… Gotowy? Wdech, wydech…

BOCIANEK   
…zamach i fru… Aaa!!!

Bocianek spada z zamkniętymi oczami. Ojciec w ostatniej chwili ratuje go przed rozbiciem. Rozzłoszczony dziobie bocianka.

OJCIEC   
Ty… zakało! Nic się nie starasz! Co sobie myślisz, że całe życie w gnieździe…?! Brudny, potargany, żałosny taki! Wiedziałem, od razu wiedziałem, że nic z ciebie nie będzie. Nawet wykluć się porządnie nie umiałeś! Jak jakiś podrzutek!

BOCIANEK   
Przepraszam, tatko… Przepraszam…


2. Łąka
Brat zlatuje wymyślnym piruetem z topoli.

BRAT   
Widziałeś? Widziałeś?

BOCIANEK   
Noo…

BRAT   
A wiesz, że my tam klub teraz mamy?

BOCIANEK   
Klub? Ojej.

BRAT   
Tylko fajne bocianki. Na samej górze. Na najwyższej topoli.

BOCIANEK   
Och.

BRAT   
Ależ tam wspaniale, mówię ci. A ty… ciągle tu, na dole?

BOCIANEK   
Kiedy mi tu dobrze.

BRAT   
No co ty, kto by chciał w krzakach siedzieć. I z kim tu się bawisz, kle, kle, z żabami?

BOCIANEK   
To moja sprawa.

BRAT    
Jak sobie chcesz. Ale kiedy będą ze mną bocianki z Żabiej Łąki, to nie podchodź.

BOCIANEK   
A… czemu?

BRAT   
Bo nie. (odlatuje)

Do bocianka podchodzi stary bocian w okularach.

STARY   
I cóż, Olo, marnie to wygląda. Nawet brat się ciebie wstydzi.

BOCIANEK   
Kto… Kim jesteś?

STARY   
Stary już jestem, najstarszy bocian w okolicy. Pamiętam, jak twój ojciec wykluł się z jajka i ojciec twojego ojca. I jedno ci powiem, jak świat światem, a nasza łąka łąką, zawsze się taki niewydarzony bocianek trafiał.

BOCIANEK   
Nie jestem niewydarzony. Tylko trochę… chudy.

STARY    
Chudy, kle, kle? Przecież ty ledwo latasz. Myszy złowić nie umiesz, tylko pędraki zjadasz jak pisklę nieopierzone. Na dalekie loty, to ty za słaby. A tu… Oj, zimie to ty rady nie dasz.

BOCIANEK   
Zimie? A kto to jest?

STARY   
Nie „kto”, nie „kto”. Gdyby to był „ktoś”, dawno by go bociany zadziobały.

BOCIANEK   
Więc zima to takie straszne „coś”?

STARY   
Straszne i okrutne. To przed nią uciekamy co roku za morza. Hen, daleko. A kto nie da rady, na tego zima swym lodowym oddechem…

BOCIANEK    
Co? Co?

STARY    
Robi takie „huu”. Piórka sztywnieją, dziób i nogi szarzeją a potem… potem się umiera. I ty też umrzesz, zobaczysz. (odchodzi)

BOCIANEK   
(podlatuje za nim) Jak to umrę? Przecież niedawno się wyklułem!

Leci za Starym. Po chwili na łąkę przylatują Ojciec i Matka.

MATKA   
Martwi mnie nasz mały. Do odlotu czas się szykować, a Olo, sam wiesz.

OJCIEC   
Oj tak, duszko. Do Afryki byle łamaga nie doleci. Albo się zmieni, albo…

MATKA   
Kiedy on zawsze taki cherlawy był. Chudzinka, słabizna taka.

OJCIEC   
Właśnie, kle, kle.

MATKA   
Porozmawiaj z nim, żeby tak w sobie się zebrał, postarał. Nie może fruwać tylko nad ziemią.

OJCIEC   
Braciszek jakoś sobie radzi.

MATKA   
Jakoś? Doskonale sobie radzi. Spójrz, jakie cuda w górze wyczynia.

OJCIEC    
(patrzy na potykającego się na łące Ola) Właśnie, kle, kle, a Olo na dole.

MATKA   
Aż żal ściska. No, pogadaj z nim. (odlatuje)

Ojciec klekotem przyzywa Ola.

OJCIEC   
To jak, byłeś już na topoli?

BOCIANEK   
Nie, tatko.

OJCIEC   
A czemu to? Wszystkie bocianki latają już wysoko, aż pod niebo.

BOCIANEK    
Kiedy… boję się. Tak mi się w głowie kręci i tchu brak i taka niemoc skrzydła ogarnia. Sił brak.

OJCIEC    
Bo nie ćwiczysz. Ciągle po szuwarach się chowasz, jak jakaś czapla. Czemu skrzydłami nie machasz? Nie próbujesz? Mów, to ważne.(Olo milczy z opuszczoną głową) Na trujące ropuchy! Musisz ćwiczyć! Jeszcze dziś na topolę wlecisz, słyszysz?!

BOCIANEK    
Słyszę, tatko. Tak głośno dziobem kłapiesz, że pół łąki słyszy.

OJCIEC    
(dziobie go) Co ty, wisusie, klekocesz? Ojca trzeba szanować!

BOCIANEK    
Auć! Tak, tatko.

OJCIEC    
A teraz na topolę. Już! No, raz-dwa! O, widzisz, wcale nie takie trudne, prawda?

Bocianek z wielkim mozołem leci na topolę. W połowie zawraca. Ląduje zmęczony.

OJCIEC    
Co to ma być? Z powrotem na drzewo. Już!

BOCIANEK    
Ale tatko, ledwo dyszę.

OJCIEC    
Żadnych tłumaczeń. Teraz takie czasy, że nie ma zmiłuj. Już! No, doo-brze, jeszcze trochę…

Bocianek leci zygzakiem. Zaczepia skrzydłem o gałęzie i spada.

OJCIEC    
No i co narobiłeś?

BOCIANEK    
Boli, tatko.

OJCIEC    
Ładne rzeczy. Ajajaj! I co teraz? Jutro wszystkie bociany na sejmik zlecą, a tu taka łamaga leży.

BOCIANEK   
Uuu. Jaki sejmik?

OJCIEC   
Radzić będą, kto za morze poleci. Mocno boli? No nie becz, jakoś to będzie.

BOCIANEK    
Uuu, tatko, kiedy ja wiem… Teraz to już koniec.

OJCIEC    
Jaki koniec?

BOCIANEK    
Bo jak z takim skrzydłem za morza lecieć? No jak?

OJCIEC    
Ee, tylko potłuczone.

BOCIANEK    
Nie, zupełnie do niczego. Cały jestem do niczego. Przyjdzie zima… i… sam wiesz.

OJCIEC    
Bocian nie powinien tak klekotać bez sensu! Musi dużo ćwiczyć, dużo jeść i czesać piórka. A ty co robiłeś?

BOCIANEK    
Wiem… Przecież mówiłem, że jestem do niczego.

OJCIEC    
Olo, synku, tak nie można.

BOCIANEK    
Kiedy ja wiem, że odlecicie beze mnie. To po co się starać?

OJCIEC    
Ale pomyśl tylko o tych palmach zielonych, rozległych sawannach, hipopotamach…

BOCIANEK    
A smaczne?

OJCIEC    
Co?

BOCIANEK    
No, hipopotamy.

OJCIEC    
Bzdury. Hipopotamy nie są do jedzenia.

BOCIANEK    
Nie?

OJCIEC    
Hipopotam jest wielki i tłusty. Cała rodzina bociania zmieściłby się na jego grzbiecie.

BOCIANEK    
Jej, to on jest zupełnie jak koń?

OJCIEC    
Noo… niezupełnie. Ogon ma inny. I uszy. Cały jest inny.

BOCIANEK   
A lisy tam są?

OJCIEC   
Nie, ale są żyrafy. Mają takie długaśne szyje.

BOCIANEK    
Jak my?

OJCIEC    
Nie, dłuższe. Sięgają czubków drzew.

BOCIANEK    
Tak wysoko latają?

OJCIEC    
Wcale nie latają. Chodzą na czterech długich nogach.

BOCIANEK    
Jak my?

OJCIEC    
Olo, a ile bocian ma nóg?

BOCIANEK    
Noo… sporo.

OJCIEC    
Dwie. Dwie nogi. A żyrafa – cztery.

BOCIANEK    
Tyle nóg… To trudno jej latać.

OJCIEC    
Olo, przecież mówiłem, żyrafy nie latają.

BOCIANEK    
Nie?

OJCIEC    
Sam widzisz, że trudno to opowiedzieć, trzeba samemu polecieć i zobaczyć. To jak, będziesz ćwiczył?

BOCIANEK    
Ale skrzydło…

OJCIEC    
Przecież widzę, że tylko potłuczone.

BOCIANEK    
Nie, nie. Zupełnie do niczego.

OJCIEC    
Bzdury. Może i mały jesteś, no i słabszy niż brat, ale przecież zdrowy. Spójrz na moje skrzydła, są duże i mocne. Ale kiedyś było inaczej. Też musiałem ćwiczyć. A tak to już jest, im słabsze trafią się skrzydła, tym więcej trzeba ćwiczyć. I wszystko będzie dobrze. Uwierz mi.

BOCIANEK    
Nie, tatko. Ja wiem, że z tego nic nie będzie. Wiem.


3. Samotność
Bocianek samotnie spaceruje po szarej łące. Trawy leżą nisko przy ziemi.

BOCIANEK   
Nie ma, nic nie ma. Wszystko się pochowało. I myszki, i krety, i pędraki. Nawet żaby śpią głęboko w mule. Jak pusto zrobiło się na naszej łące, jak pusto. Czasem mucha przeleci lub pająk na chwilę wyjrzy spod kamienia. Tak smutno…

Kołuje nad łąką, ląduje.

BOCIANEK   
I tu też pusto. Jakby cała łąka poszła spać. Nawet trawy.

WRÓBEL   
A co to? Bociek? Co ty tu robisz, ćwir, ćwir? Przecież wszystkie bociany…

BOCIANEK   
Tak, wiem. Ale ja – nie.

WRÓBEL   
Ćwir, ćwir, to ci dopiero, dwa bociany!

BOCIANEK   
Jeden, jeden bocian. Nie umiesz liczyć do dwóch?

WRÓBEL   
Oburzające! Patrzcie go, ledwie mu się dziób zaczerwienił, a mnie poucza! Mnie! Taki młokos! Jak ćwierkam, że dwa bociany, ćwirr!, to dwa. Ale ten drugi… E!

BOCIANEK   
A gdzie on? No, ten drugi? Czemu nie widziałem, jak nad łąką krąży?

WRÓBEL   
Też coś, on i „krąży”! Przecież on ledwie nogami rusza. Tu, niedaleko, w szuwarach siedzi. Ćwir! (odlatuje)

BOCIANEK   
Och, tak by mi się towarzystwo przydało. Już nawet ten głód nie taki straszny, jak obok jakiś poczciwy klekotek… Ooo, to ty? Co ci się stało?

STARY   
Cóż, starość, po prostu starość. Afryka już nie dla mnie.

BOCIANEK   
Ale przecież sam mówiłeś, zima, mroźny oddech…

STARY   
Na każdego przychodzi jego czas. Mój właśnie nadszedł. Wiele razy zmierzyłem Czarny Ląd. Wiele bocianków z mego gniazda wyfrunęło. I starczy, czas się do ptasiego raju szykować. Ale ty…

BOCIANEK   
Co ja?

STARY   
Nie zostawaj na łące. Tu tylko śmierć… Idź, idź daleko stąd, jak najdalej.

BOCIANEK   
I jakże to tak, zostawić cię tu samego? Nie. Głodnyś pewnie. Jeszcze jakieś pędraki spod kamieni wydłubię i tobie przyniosę. Czekaj, czekaj na mnie.

Podlatuje w poprzednie miejsce, wydłubuje tłustego żuka. W tym czasie Stary kładzie się w wysokich trzcinach, a nad nim powoli unosi się biały bociek, który odlatuje w górę.

GŁOS    
Ptasi raj, ptasi raj,
Pełno drzew rośnie tam.
W piórach świszcze wiatr,
Niesie lekko tak,
A w obłokach
Kiedy chcą
Ptaki cicho śpią.
Ptasi raj, ptasi raj,
Pełno drzew rośnie tam.

Bocianek przynosi żuka.

BOCIANEK   
No, jedz. Dobry żuczek, tłuściutki. Ostatni chyba na łące… Ale ty… O, jaka szkoda. (gładzi dziobem pióra Starego) Tak smutno mi będzie samemu, tak smutno. Żegnaj zatem, żegnaj.

GŁOS   
Idź, idź daleko stąd, jak najdalej. Bo zima… zima swym lodowym oddechem… zrobi takie „huu”… Piórka zesztywnieją, dziób i nogi zszarzeją a potem… potem…

W oddali widać postać kobiety w bieli. Chucha na drzewa i trawy, które zmieniają barwę. Bocianek odlatuje.


4. Stacja benzynowa
Noc. Koło dystrybutora spaceruje bocian Wojtek w szaliku i czapce z daszkiem. Słychać hałas odjeżdżającego samochodu. Wojtek gada do gipsowego bociana.

WOJTEK   
Jakem bociek Wojtek… Wojtek… Wojtek-portek… E, to źle się rymuje, kle, kle. A ty co o tym sądzisz? Głupio, no nie? To może inaczej. Wojtek superbocian… bocian… bocian-kocian… Nie, zupełnie do niczego. Wiesz, gipsowy? Powiedziałbyś kiedyś coś z sensem, a ty tylko się gapisz. Strasznie nudny jesteś.
Ale zaraz, zaraz, widzisz to co ja? Ktoś do nas w odwiedziny!

BOCIANEK   
Dy… dy… dy…

WOJTEK   
O, witam kolegę, witam.

BOCIANEK   
Dy… dzie… dzień do… do… brryy… Klee… klee…

WOJTEK   
Oj, coś dziób się koledze nie zamyka. Klekot aż echo niesie.

BOCIANEK   
T… t… to z zii… mnaa…

WOJTEK   
A ja nie narzekam. Mnie tam zupełnie ciepło. Kolega pozwoli, Wojtek jestem, a tu jest moje królestwo. Od tego dystrybutora, aż po ten znak drogowy.

BOCIANEK   
A ja… uch, Olo, klee… klee…

WOJTEK   
Olo, Olo… To na pewno da się zrymować… Nie, nic nie mów, sam wymyślę. Już wiem! Przyszedł do mnie bociek Olo, spaceruje jak po molo. Albo… Kiedy Olo dziobem kłapie, to na pewno żabę złapie. Fajnie rymuję, co? To dlatego, że jestem taki wykształcony. Po prostu pożeram wiedzę. Kiedyś zjadłem książkę telefoniczną. Bardzo dużo wiem. A ty?

BOCIANEK   
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.

WOJTEK   
A wiesz co znaczy ten znak?

BOCIANEK   
Nie.

WOJTEK   
Nakaz skrętu w prawo. Ha! Aż dziw, że mi się ta moja mądrość w głowie mieści.

BOCIANEK   
Coś takiego. Znaki drogowe zna!

WOJTEK   
Znaki to może za dużo powiedziane, ale ten jeden znam doskonale. Tak sobie myślę, że to specjalny znak dla bocianów. Spójrz, błękitny jak wiosenne niebo, a ta strzałka na nim wygina się, jak moja szyja. Piękny jest, prawda?

BOCIANEK    
Nie znam się na znakach.

WOJTEK   
A ja wiem o nim wszystko. A wiesz skąd? Nie? To dlatego, że już drugą zimę tu spędzam. Ja i ten gipsowy gamoń. Widziałeś go?

BOCIANEK   
To tu jeszcze ktoś jest?

WOJTEK   
Przecież mówię. Zobacz, za tobą.

BOCIANEK   
Dzień dobry, Olo jestem. (kłania się gipsowemu bocianowi)

WOJTEK   
Kle, kle, trzymajcie mnie! Do kukły gada!

Bocianek trąca go dziobem.

BOCIANEK   
Jej, jaki dziwny!

WOJTEK   
Przecież mówiłem, że z gipsu. Nieprawdziwy taki. Tutaj tylko ja mogę być prawdziwy.

BOCIANEK   
To po co on tu jest?

WOJTEK   
On jest specjalnie dla mnie. Do towarzystwa. Kiedy nadchodzi taka mroźna, smutna noc, i żaden samochód tu nie zajeżdża, to sobie rozmawiamy po bocianiemu. Ja i on. Wymyślam mu rymowanki, o wiośnie opowiadam i o łące w słońcu, i od razu raźniej na duszy się robi.

BOCIANEK   
A on, co on mówi?

WOJTEK   
Nic, po prostu słucha.

BOCIANEK   
Ale to smutno tak.

WOJTEK   
Wcale nie. Nie lubię jak kto klekoce, kiedy ja chcę mówić.

BOCIANEK   
A ze mnie się śmiałeś, że do niego gadałem.

WOJTEK   
To co innego. Przecież to mój bocian. Ja mogę do niego klekotać ile chcę. Czemu tak mi się przyglądasz?

BOCIANEK   
Tak sobie myślę… Duży jesteś i silny. Skrzydła mocne… Czemu nie odleciałeś z innymi bocianami?

WOJTEK   
Afryka, kle, kle! Południowe słońce, palmy… Wielkie rzeczy! I po co taki szmat drogi lecieć? W deszcz i skwar? Tak się męczyć? E, to nie dla mnie. A bo mi tu źle? Zawsze jakiś kierowca kanapką się podzieli. A tutaj, wiesz co tu mam? Stołówkę! Same frykasy! (grzebie w śmietniku)

BOCIANEK    
Ooo, a ja… czy ja też bym mógł…?

WOJTEK    
Jakie to dobre, mmm… Co? Ty? Nie, to moje, tylko moje. Specjalnie dla mnie tu zostawiają.

BOCIANEK   
Tobie to dobrze!

WOJTEK    
Bardzo o mnie dbają. Nawet wiatę dla mnie postawili. Kiedy mróz, to tam się chowam. Żyć, nie umierać!

BOCIANEK   
Rzeczywiście, cieplej tu. Nogi jakby czerwieńsze. Może u ciebie przezimuję?

WOJTEK   
Jak to u mnie?

BOCIANEK    
No tu, na stacji.

WOJTEK    
Coo? Wykluczone! Co innego pogawędzić, ale żeby zostać…?! To moja stacja, słyszysz? Moja, tylko moja!

BOCIANEK    
Twoja.

WOJTEK    
No. To idź. Słyszysz? Już sobie idź!

BOCIANEK   
Ale proszę… Tam taki mróz… Zima swym lodowym oddechem w pióra dyszy…

WOJTEK   
Jak tu się zlezą wszystkie bocianie łachudry, to nikt mi skórki od chleba nie da. A jak zerka na moja stołówkę… Nie dam! Wynoś się! Sio! SIO!!!

Bocianek odchodzi.

WOJTEK   
Widziałeś gipsowy? Z darmozjadami trzeba krótko. No. I znowu jest tak, jak trzeba. To na czym skończyliśmy? To szło jakoś tak… Wojtek… Wojtek-portek.


5. Mroźny oddech zimy

Pustkowie. Świeci księżyc, wkoło wszystko białe.

BOCIANEK   
Jak tu cicho, strasznie. Tylko wiatr wyje. Naga ziemia, puste gałęzie… Jak na jakimś końcu świata. A gdzie liście? Trawy zielone? Gdzie pszczółki i motyle? Gdzie zające? A ptaki? Gdzie żeście się wszystkie pochowały? Sikorki? Wrony? Wróbelki? Gdzie?

WRÓBEL   
W starej dziupli siedzę. Tu tak wiatr nie świszcze. I ty się schowaj. Dobrze się schowaj przed Mroźną Panią. Widzę jak nadchodzi.

Nadchodzi kobieta w bieli. Dmucha, a wraz z jej oddechem lecą płatki śniegu. Bocianek chowa się za drzewem. Kobieta znajduje go tam i chucha na niego.

GŁOS   
Mroźna Pani w karki dmucha
u-ha-hu-ha hej!
Czerń okrywa białym puchem
Białym puchem czerń.
W piersi sopel lodu
Oczy pełne głodu.
Sine usta, zimne dłonie
u-ha-hu-ha hej!
Nad kim skłoni swoją głowę
Ten zapada w sen.


6.  Afrykański sen

Scena rozgrywa się na dwóch planach. Na pierwszym pokazują się afrykańskie obrazy, może w konwencji teatrzyku cieni? Na drugim –  widać leżącego bocianka i gładzącą go dłoń.

BOCIANEK   
Jak dobrze, jak dobrze. Ciepło. Jakby grzało afrykańskie słońce. I tak spokojnie. To chyba ptasi raj.

Wchodzi hipopotam. Jadą na nim trzy bociany (matka, ojciec i brat), podskakują na grzbiecie w rytm jego kroków.

BOCIANEK   
Jak to było? Hipo… hipo… tam? A może tu? Hipo… tu? Hipo-latu? Zmieści się na nim cała bociania rodzina. Ma taką długaaaśną szyję.

Hipopotamowi wydłuża się szyja, bociany zlatują z jego grzbietu.

BOCIANEK   
Nie, nie, to było inaczej.

Hipopotam wychodzi. Pojawia się wielki bocian, na nim siedzą małe hipopotamy.

BOCIANEK   
Zmieści się… zmieści się całe stado… całe stado hipo…latumów…

Hipopotamy robią piramidę.

BOCIANEK   
Nie, nie, to nie tak. One… mają cztery nogi i sięgają czubków drzew.

Hipopotamy lecą w górę, szybują, wreszcie lądują na czubku palmy. 

BOCIANEK   
No i te… żyrafy. Strasznie tłuste.

Wchodzi żyrafa – mała i gruba. Bociany podlatują do niej, latają wkoło, odlatują. Za nimi leci wielki bocian, hipopotamy, a na końcu unosi się tłusta żyrafa.

BOCIANEK    
Jak dobrze, jak ciepło. Cicho. Spokojnie.

GŁOS   
Śpij, biedaczku, już śpij.


7. Wróżka
Chatka w lesie pełna tajemniczych przedmiotów. Wszędzie otwarte klatki dla ptaków i niskie drewniane skrzynie. W jednej z nich leży bocianek.

KRUK   
Oj, z tym nowym źle. Barrrdzo źle. Krrra! Całą noc nad nim czuwała.

SOWA   
E, dojdzie do siebie.

KRUK   
A ja mówię, że nie. Zima go swym oddechem zamrrroziła. To kwestia czasu, krrra.

JASKÓŁKA   
A ty nic, tylko kraczesz.

KRUK   
To już koniec. Trrragiczny koniec!

SOWA    
Przespał całą noc, dziób jakby czerwieńszy, uhu. I wody wypił. Będzie dobrze.

ZIMORODEK   
Och, och, na pewno. Frrr! O... o... oddycha. A teraz skrzydełkiem ruszył. O! Oczy otwiera!

BOCIANEK   
Gdzie… gdzie ja jestem?

ZIMORODEK   
Widzicie? A nie mówiłem?

SOWA   
Wróżka cię tu przyniosła. Na miękkim sianku położyła, ogrzała. Bardzo się o ciebie martwiła.

BOCIANEK   
To ja u wróżki…? A ja myślałem…

KRUK   
Żeś w ptasim rrraaju?

BOCIANEK   
Skąd wiesz?

KRUK   
Całą noc słuchaliśmy o tych twoich hipolatumach. Co to takiego?

SOWA   
Nieważne. Cieszę się, że ci lepiej. Jak cię zwą?

BOCIANEK   
Olo, bocianek Olo.

SOWA   
Jaki tam znowu bocianek, ty już bocian jesteś całym dziobem! A ja,  uhu, sowa uszata. Skrzydło tu leczę.

KRUK   
Krrra! I tak latać nie będziesz. Krrraty cię czekają po krrres życia.

SOWA   
A to kruk, nasza maruda.

KRUK   
Dlaczego zaraz marrruda? Ja tylko rrrealistą jestem.

SOWA   
Nie zwracaj na niego uwagi. On wszystko w czarnych kolorach widzi.

KRUK   
A z czego tu się cieszyć? W trującą wodę wpadłem, piekła okrutnie, ledwie z życiem uszedłem, ale piórrra…  popalone. Krrra!

ZIMORODEK   
A ja jestem zimorodek.

BOCIAN   
Zimorodek? Urodziłeś się zimą?

ZIMORODEK   
Och, och, czemu wszyscy się o to pytają? Ani zimą, ani "urodziłeś się". Ja, jak każdy porządny ptak wyklułem się z jajka.

KRUK   
Spytaj lepiej, skąd się tu wziął. Strraszna z niego gapa. Krra! Przymarrzł do lodu!

BOCIAN   
Niemożliwe.

ZIMORODEK    
To prawda. Kiedy mróz jezioro skuł, tylko malutka przerębla mi została. Co noc mniejsza. Więc ja do wody co chwila hyc!, żeby mi nie zamarzła, żebym rybki mógł łowić. Aż kiedyś rano… och, och!, ani śladu  przerębli, a ja… Do dziś mnie trzęsie jak wspomnę. Gdyby nie wróżka…

BOCIAN   
Mróz… Oj, mnie też dokuczył.

ZIMORODEK    
To witaj w klubie. A ta panna z rozwidlonym ogonem też chce się z tobą przywitać.

JASKÓŁKA   
Nawet nie wiesz, jak ci się poszczęściło. Tylko tu w środku zimy ptasie przysmaki dają. Pewnie dla ciebie też coś się znajdzie.

BOCIAN   
Ale przecież ty… poznaję, ty jaskółka jesteś… Też za morza powinnaś lecieć.

SOWA   
Tu nie mówi się takich rzeczy. Zobacz, jak jej przykro. Ona już nigdy…

BOCIAN   
Och… Ty nie latasz?

KRUK   
Taka trragedia! A ten nowy… co za brrak wychowania!

JASKÓŁKA   
On nie chciał… nie wiedział… Widzisz, Olo, ja o szybę się rozbiłam, wielką, lśniącą jak staw, w którym przegląda się niebo. I teraz… sam zobacz… (pokazuje, że ma jedno skrzydło) Całe skrzydło było na nic. Ale żyję. Tutaj jest jak w ptasim raju, wierz mi.

BOCIAN   
Tutaj? Przecież tu nie ma ani nieba, ani łąk. Nawet machnąć skrzydłem nie ma gdzie.

SOWA   
Co za głuptas. Dobrze, że wróżka tego nie słyszy.

KRUK   
A może na mrrozie lepiej? Krra?

BOCIAN    
Macie rację. A ta wróżka to jaki ptak, że nas tu trzyma? Dziwne to jej gniazdo, do niczego nie podobne.   

ZIMORODEK   
Jaki ptak? Cha, cha! Gniazdo dziwne? To ci dopiero wymyślił! Frr!

SOWA   
To czarodziejka. Poranione ptaki leczy, mowę naszą zna. Jak nikt, jak nikt.

KRUK   
Prrrawda, krrra, prrrawda.

JASKÓŁKA   
Cii… słyszycie? Idzie. Idzie!

Słychać odgłos kroków i szum wiatru.

GŁOS   
Kukuryku, tiu-tiu-tiary
Czuć w powietrzu ptasie czary.
Skrzydła, dzioby i pazury
Sikoreczki, pliszki, kury
A wśród ptaków, wróżka mała
Ptasia wróżka w piórach cała.

Wchodzi wróżka. Ptaki podlatują do niej. Siadają na jej ramionach i głowie. Ona głaszcze je, szczebiocze do nich. Ptaki świergolą.

WRÓŻKA   
Jak tam, ptaszyny moje? Niech ten dzień radość wam przyniesie. Niech wasze skrzydełka rosną w siłę, a brzuszki nigdy nie będą puste.

SOWA   
Dobre życzenia, dobre. Lepsze niż „dzień dobry”.

WRÓŻKA   
Dobre słowo jak czary, moc wielką ma w sobie.

KRUK   
A cóż dobrrrego mogło by nas spotkać, krrra? Mrrróz strrraszny za oknem.

ZIMORODEK   
A mnie się podobało to o pełnych brzuszkach. Bo to i na śniadanie pora.

WRÓŻKA    
Racja. Co my tu mamy? Są rybki dla zimorodka i ćmy miodowe dla jaskółeczki, słodziutkie takie! A dla sowy i boćka coś specjalnego.

SOWA   
Co, co będzie? Uhu, uhu! Doczekać się nie mogę.

WRÓŻKA   
Zaraz zobaczysz. Poznaliście już kolegę?

KRUK   
Strrrasznie zabiedzony. Okrrropnie! Krrra!

Bocian z trudem wstaje.

KRUK   
Pokrrraczny taki.

WRÓŻKA   
Spokojnie, jeszcze sił ci brak. Zaraz coś z tym zrobimy. Gdzieś tu miałam słoik na taką okazję… Odrobina ptasiej krzepy… szczypta pewności siebie… proszek na porost puchu. No i koniecznie termofor. I jak? Lepiej?

BOCIAN   
(kicha) No… nie wiem…

WRÓŻKA   
Ale mam coś co pomoże ci od razu.

BOCIAN   
Prawdziwe bocianie jedzenie! Ale skąd? To chyba naprawdę czarodziejka jakaś. Ale ja… (niezdarnie się gramoli)

WRÓŻKA   
Pomogę ci, biedaczku. Dziób szeroko. Hop! (karmi go do dzioba)

BOCIAN   
Ale dobre, kle, kle. W brzuszku tak miło. Tak pełno, jak dawno już nie było.

Kobieta sypie na spodki ziarno, karmi ptaki.

WRÓŻKA   
A teraz obejrzymy skrzydła, dzioby i brzuszki. No, ładnie się goi. Kości ładnie się zrosły, pióra w porządku… Oho-ho, moja sówko, skrzydło niedługo będzie jak nowe.

SOWA   
Jak nowe, słyszeliście? Jak nowe!

WRÓŻKA   
Polecisz na wiosnę aż pod niebo.

SOWA   
Słyszeliście?

KRUK, ZIMORODEK I JASKÓŁKA   
Słyszeliśmy.

SOWA   
Uhu, uhu! Aż pod niebo, aż pod niebo!    

WRÓŻKA   
A ty, zimorodku, jeszcze rybkę byś zjadł?

ZIMORODEK   
Nie odmówię. Nawet dwie. Albo trzy. (łakomie łyka) No i jeszcze te dwie, wyglądają tak smakowicie, szkoda żeby się zmarnowały.

KRUK   
Co za obżarrtuch!

WRÓŻKA   
Gdzie ci się to mieści w takim małym brzuszku? Żebyś tłuszczem nie obrósł.

ZIMORODEK   
Nie, nie, to dla siły. Spójrz, jakie fikołki pod lampą fikam.

WRÓŻKA   
To ci dopiero ptasi akrobata!

KRUK   
Wielkie rzeczy. Gdyby nie moje piórra…

ZIMORODEK   
Zazdrośnik.

KRUK   
Obżarrtuch!

ZIMORODEK   
Zazdrośnik!

KRUK   
Obżarrtuch!

WRÓŻKA   
Ależ chłopcy! Naprawdę nie wypada. Przecież tu ptasi szpital, nie łąka. Obwiązuje cisza i spokój. A, niestety, zwłaszcza ty, kruku, bardzo hałasujesz.

KRUK       
To będzie trrudne, ale przecierrpię. Cisza. Spokój. Zerro krrakania.

JASKÓŁKA   
Zero krakania, cha, cha, zobaczymy ile wytrzyma.

KRUK       
Dziób na kłódkę.

JASKÓŁKA   
Nie wytrzyma. Co innego zimorodek, ale kruk?

KRUK   
To mnie strrasznie denerrwuje. Wszyscy się patrzą. I ta cisza. Kra. Kra! KRRA!

JASKÓŁKA    
A nie mówiłam? Ale bardzo się starał.

KRUK   
Co za brrak zrrrozumienia. Pójdę krakać pod poduszkę. Kra!

WRÓŻKA    
Ejże, nie dąsaj się już. Lepiej pokaż swoje piórka.

KRUK   
Nie warrto oglądać! Nic dobrrego mnie już nie czeka.

WRÓŻKA   
Dziób do góry, piórka już ładniejsze. Jeszcze trochę, a lśnić będą jak dawniej.

KRUK   
Naprrawdę? Też tak sobie myślałem. Właściwie… przystojny jestem, prrawda?

WRÓŻKA   
Bez dwóch zdań.

KRUK   
Słyszeliście? Przystojny jestem. Sama wrrróżka tak powiedziała. I piórra będę miał znowu piękne. Chociaż… trrragicznie wyglądają. Katastrrrofa.

Sowa, zimorodek, bocian i jaskółka śmieją się.

WRÓŻKA   
Jaskółeczka widzę dzisiaj w lepszym humorze.

JASKÓŁKA   
A bo kruk taki śmieszny i pogoda ładna, to i  lżej na sercu. No i okna… Widzieliście? Szron kwiaty na szybie wymalował. Cudne jak z koronki.

KRUK   
Taki mrrróz. Co ona widzi w tym ładnego?

WRÓŻKA   
A teraz obejrzę bociana. No dobrze, już dobrze. Pokaż skrzydełka. Spokojnie. I nóżki. Bardzo ładnie. Widzisz, nie bolało. Zdrowy jesteś jak rydz. Potrzebne ci tylko ciepły kąt i jedzenie.

BOCIAN   
To twoja chatka, prawda? Tylko twoja?

WRÓŻKA   
Moja.

BOCIAN   
I teraz, kle, kle, gdy się zagrzałem i zjadłem, muszę sobie pójść?

WRÓŻKA   
Ależ skąd! Na ten mróz? Taki zabiedzony? Pomieszkasz tu do wiosny. A kiedy trawy się zazielenią pójdziemy na łąkę i polecisz hen, wysoko.

BOCIAN   
Jak sowa?

WRÓŻKA   
O tak, tak jak ona.


8. Obietnica
Wróżka czyści karmnik przed chatką i wysypuje tam jedzenie. Bocian pomaga jej  w pracy.

WRÓŻKA   
I zdrowym ptakom ciężko. Kiedy tęgi mróz ziemia taka twarda, że żaden dzióbek rady nie da. A gdy śnieg pod czapą wszystko schowa, sam wiesz…

BOCIAN   
Wiem. Głód, straszny głód, co brzuch ściska. A dla kogo to szykujesz?

WRÓŻKA   
Dla sikorek, jemiołuszek, gilów, nawet dla wróbelków. Dla każdego, kto doleci do mojej ptasiej stołówki.

BOCIAN   
A słoninkę tutaj powiesimy?

WRÓŻKA   
Tutaj. A tu ziarenka wysypię. Widzisz tę ziębę? Zerka na nas z oddali. Jak tylko pójdziemy, zaraz sobie coś tu skubnie. Pięknie fruwa, prawda?

BOCIAN   
Ee, tak sobie. Mój tata, ten to fruwa! Kle, kle!

WRÓŻKA   
Latanie… Czy może być coś cudowniejszego?

BOCIAN   
Jakby bujało się na chmurach…

WRÓŻKA   
Jakby spadało się w ciepłą pierzynę. I śniło coś słodkiego i miłego. Śnisz czasem o lataniu?

BOCIAN    
Raz mi się śniło, że mam mocne skrzydła i lecę do Afryki. A za mną, kle, kle, sznur bocianów.

WRÓŻKA    
To piękny sen. Myślę, że kiedyś się spełni.

BOCIAN   
Bardzo bym chciał.

WRÓŻKA   
Skoro tak mówisz… Słoneczko mocniej przygrzewa, dni coraz dłuższe, pora skrzydła do lotu szykować. Starasz się?

BOCIAN   
Kiedy się wstydzę…

WRÓŻKA   
A czego tu się wstydzić?

BOCIAN   
Sama wiesz. Duży bocian ze mnie. Jak to tak, machać skrzydłami jak pisklę? Śmiać się ze mnie będą.

WRÓŻKA   
Głuptas z ciebie. Wstyd to później w szuwarach siedzieć, kiedy inne ptaki pod niebo latają. Dobrze ci radzę, postaraj się. Możesz latać jak sokół lub podfruwać jak kura. Wybór należy do ciebie.

BOCIAN   
Będę latać jak sokół. Do samego nieba. Obiecuję.

WRÓŻKA   
No, dziób do góry. Od razu lepiej. A teraz do domu. Mróz aż w oczy szczypie. Dlaczego nie idziesz?

BOCIAN   
Ptasia czarodziejko jedna rzecz spokoju mi nie daje. Sowa po pokoju fruwa, krukowi pióra odrosły, tylko jaskółeczka… Czemu jej skrzydła nie wrócisz? Ona taka smutna. Patrzy w okno lub śpi.

WRÓŻKA   
Są takie smutki, na które żadne czary nie pomogą.

BOCIAN   
Szkoda.

WRÓŻKA   
Szkoda. Ale…

Szepce mu w tajemnicy.

BOCIAN   
Coś takiego…

Wchodzą do chatki. Bocian szeptem nawołuje Kruka, Zimorodka i Sowę, i coś im powtarza. Wróżka robi na drutach skrzydło. Ptaki podchodzą do niej kolejno i dają swoje piórka. Wróżka wplata je w formę.

WRÓŻKA   
Ptasie czary, ptasie czary,
Gdy księżyca nów.
Sklecę nocką, sklecę ciemną
Skrzydełko ze snów.
Pióro boćka, pióro sowy,
Zimorodka pióra dwa.
A na koniec pióro kruka
Siłę skrzydłu da.

PTAKI   
Ptasie czary, ptasie czary,
Gdy księżyca nów.
Ptasia wróżka skleci nocką
Skrzydełko ze snów.

WRÓŻKA   
No i gotowe. Jaskółeczko, zbudź się, spójrz co dla ciebie mamy.

JASKÓŁKA   
A to co?

WRÓŻKA   
Zapasowe skrzydło, skrzydełko ze snów. Nie polecisz na nim daleko, ale tu, po mojej chatce możesz fruwać do woli.

JASKÓŁKA   
Naprawdę?

WRÓŻKA   
Sama spróbuj.

Jaskółka przymierza skrzydło i fruwa po chatce.

JASKÓŁKA   
A tam, za oknem? Wypuść mnie, proszę!

WRÓŻKA   
Przykro mi, ale tam skrzydło cię nie poniesie. Są takie smutki, na które żadne czary nie pomogą…

Jaskółka przytula się do wróżki.

JASKÓŁKA   
Nic to, nic… Dziękuję. Dziękuję wam wszystkim.


9. Odwiedziny
Wczesny ranek. Ptaki jeszcze śpią, tylko bocian cicho ćwiczy.

BOCIAN   
I raz i dwa, i raz i dwa. Skrzydła są bardzo ważne. I raz i dwa. A teraz piórka, kle, kle. Dokładnie trzeba wyczesać, równiutko. Bardzo ładnie. Aż lśnią!

Słychać pukanie w szybę.

BOCIAN   
A to co? Kto tak tarabani? To chyba zza półki. Nie, tam tylko kruk śpi. Chrapie, aż się książki trzęsą. Może to stąd? Też nie.

WRÓBEL   
Tu, za oknem! Już mnie dziób od tego stukania boli.

BOCIAN   
To ty? Jak mnie tu znalazłeś?

Otwiera skobelek, na który zamknięte jest okno. Wróbel wskakuje do środka.

WRÓBEL   
Też mi sztuka, ćwir! Przecież wszystkie wróble chatkę wróżki znają. A możeś nie ciekawy nowin?

BOCIAN   
Oj tak, bardzo! Mów, mów, co na łące.

WRÓBEL   
Zatem na łące… Aha. Na łące.

BOCIAN   
No mówże wreszcie!

WRÓBEL   
To na łące teraz jest tak. Krzaki pąki puszczają, trawy się zielenią… Forsycje już całe żółciutkie. I zapach taki słodki…

BOCIAN   
Och, naprawdę?

WRÓBEL   
I słoneczko coraz cieplej przygrzewa. Pyszności same z ziemi wyłażą! I liszki, i tłuste… 

BOCIAN   
A ptaki?

WRÓBEL   
Ruch na niebie wielki! Zięby już odleciały.

BOCIAN   
Straszne dziwaki, co one w tych zimnych krainach widzą?

WRÓBEL   
A  jaskółki…

BOCIAN   
Co one, mów!

WRÓBEL   
Przecież próbuję, tylko ty mi wciąż przerywasz. Ledwie ci się dziób zaczerwienił…

BOCIAN   
Ależ wróbelku, jestem bocian całym dziobem, nie jakieś pisklę nieopierzone. Mów wreszcie co jaskółki.

WRÓBEL   
Przecież mówię. Przyleciały! Jaskółki przyleciały! Zza morza! Wiosna, wiosna idzie, ćwirrr!! (odlatuje)

BOCIAN   
Wiosna? Wiosna. WIOSNA!!! Idzie do nas wiosna! Idzie wiosna! Hura!!!

Ptaki się budzą.

SOWA   
A co to za hałasy? Stało się coś?

BOCIAN   
Stało się, oj stało.

KRUK   
Pewnie nowa łamaga do nas w nocy…

BOCIAN   
Najnowsze wieści z łąki. Wiosna! Wiosna idzie!

Ogólne zamieszanie. Ptaki fruwają po pokoju wykrzykując „wiosna!”.

BOCIAN   
A ty, jaskółeczko, nie cieszysz się?

JASKÓŁKA    
No tak, wiosna… Polecicie wysoko, wysoko. W piórach zaświszcze wam wiatr. Tak, wiosna…

SOWA   
Nie martw się, będziemy do ciebie zaglądać, w okienko pukać.

ZIMORODEK   
Na parapet siadać.

BOCIAN   
Wieści z łąki przynosić.

KRUK   
Jesteś tu potrzebna. A jak się zjawią nowe łamagi, to kto im dzioby obetrze? Marrrudy pocieszy?

JASKÓŁKA   
Tak, wiem. Wiem…

Koniec fragmentu

CAŁOŚĆ DOSTĘPNA TUTAJ
a także drukiem w  antologii "NOWE SZTUKI DLA DZIECI I MŁODZIEŻY zeszyt 19" wydane przez Centrum Sztuki Dziecka, Poznań (2004).

POWRÓT DO
STRONY SZTUKI DLA DZIECI